W ubiegłym tygodniu rozpętała się burza związana z wpisami Krystyny Pawłowicz publikowanymi na Twitterze. Krystyna Pawłowicz jeszcze do niedawna była posłanką partii rządzącej a obecnie jest sędzią tzw. Trybunału Konstytucyjnego. Jest również prawniczką ze stopniem naukowym, choć przeglądając jej tweety nigdy bym się tego nie domyślił. Wpisy te już nie raz budziły duże emocje, ale nie da się ukryć, że tym razem sędzia (sic!) Pawłowicz przeszła samą siebie. Poinformowała bowiem, że imiennie wskazana dyrektorka szkoły podstawowej, w niewielkiej, konkretnie wskazanej z nazwy miejscowości, na prośbę rodziców, nakazała zwracać się nauczycielom do ich dziecka, metrykalnego dziesięcioletniego chłopca, żeńskim, konkretnie wskazanym imieniem. Żyjemy więc w kraju, gdzie za ujawnienie danych transpłciowego dziecka z małej miejscowości, odpowiedzialna jest personalnie sędzia sądu konstytucyjnego i dr habilitowana nauk prawnych. Jeżeli wierzyć jej późniejszym zapewnieniom, nie było to działanie intencjonalnie złe, lecz po prostu bezmyślne i infantylne. W przypadku sędzi tej rangi, sam nie wiem co gorsze. Dzisiaj tylko krótki komentarz, bo na dłuższy nie mam zdrowia.
Czy informacje wskazane przez Pawłowicz to rzeczywiście ujawnienie danych transpłciowego dziecka?
Jak najbardziej tak. Wprawdzie we wpisie nie podano personaliów dziecka, poza preferowanym imieniem, ale to co podano, jest wystarczające do ustalenia o kogo chodzi. Jest to świetny przykład pozornej anonimizacji, w której specjalizują się nasze stacje telewizyjne. Często pojawiają się materiały ze zdaniem typu „podejrzany o oszustwa finansowe Jan K., były prezes spółki Kogucik S.A. i brat filantropa Michała Kowalskiego, zrobił to i tamto”. Od razu wiadomo, o kogo chodzi i tak też było z omawianym tweetem. Po danych dyrektorki i miejscowości można bez trudu ustalić szkołę. Miejscowość jest mała, więc pewnie nie ma w tej szkole zbyt wielu dziesięcioletnich dziewczynek o wskazanym imieniu. Lokalna społeczność mogła więc bez trudu odgadnąć o kim mowa. I tak, chcący czy niechcący, Krystyna Pawłowicz wyoutowała transpłciowe dziecko.
Czy ujawnienie danych transpłciowego dziecka jest legalne?
O tym, czy outing sam w sobie jest dopuszczalny i legalny, pisałem szerzej tutaj, na przykładzie Sędziego Sądu Najwyższego Kamila Zaradkiewicza. O ile dyskusyjne jest, czy z moralnego punktu widzenia outing jest zawsze karygodny, o tyle wątpliwości nie ma żadnych, że w tym wypadku tak było. Trudno bowiem znaleźć bardziej bezbronny i niewinny obiekt ataku niż dziesięcioletnie dziecko, borykające się najpewniej z dysforią płciową. Dokładnie rzecz jasna nie wiemy, czy dziewczynka jest transpłciowa, interpłciowa, czy zmaga się z dysforią, ale pozostaje to bez znaczenia dla oceny zachowania sędzi Pawłowicz. Moim zdaniem, omawiany tweet narusza więc co najmniej dobra osobiste wskazanego dziecka. W szczególności prawo do prywatności, poszanowania godności, czy poczucia przynależności do określonej płci. Ochrony tych dóbr można dochodzić w postępowaniu cywilnym. W grę wchodzą m. in. przeprosiny i zadośćuczynienie pieniężne.
Czy dyrektorka szkoły zachowała się prawidłowo w sprawie imienia?
Można się zastanawiać, czy niezależnie od karygodnego stylu i wyoutowania dziecka, sędzia Pawłowicz nie miała trochę racji. Skoro bowiem płeć prawna dziecka jest męska, to dlaczego nauczyciele mają się do niego zwracać żeńskim imieniem. Odpowiedź nie jest jednak szczególnie skomplikowana. Bo mogą i z uwagi na dobro dziecka oraz zwyczajną ludzką przyzwoitość powinni. Płeć prawna przesądza jedynie o tym, co znajdzie się w dokumentach – dzienniku, legitymacji, świadectwie szkolnym. Stąd rodzice transpłciowych dzieci czasami decydują się na zmianę imienia dziecka na neutralne płciowo, o czym wspominałem tutaj. Znacząco ułatwia to takim młodym osobom trans życie, bo choć płeć pozostaje formalnie taka jak wcześniej, to oficjalnie noszone imię bardziej już pasuje do odczuwanej i realizowanej tożsamości płciowej.

Płeć prawna a tożsamość płciowa w codziennym funkcjonowaniu
Płeć prawna nie ma jednak żadnego znaczenia dla tych kwestii, które nie są ściśle sformalizowane. A więc tego w jaki sposób należy się do takiej osoby zwracać, jakiego imienia używać, jakich zaimków. Podobnie z jakich toalet taka osoba powinna korzystać czy z jaką grupą ćwiczyć na wychowaniu fizycznym. Przepisy prawa nie wymagają zwracania się do danej osoby jej danymi metrykalnymi. Przeciwnie, prawo do poszanowania wskazanych wyżej dóbr osobistych, nakazuje raczej respektowanie odczuwanej tożsamości płciowej. Sąd Najwyższy wypowiedział się na ten temat następująco.
„…płeć człowieka (integralność seksualna) jest elementem jego prawa stanu, które to prawo należy do kategorii praw osobistych człowieka, chronionych przez przepisy KC (art. 23 i 24). Poczucie przynależności do danej płci może być uznane za dobro osobiste (art. 23 KC)…” (Postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 22 marca 1991 r., III CRN 28/91, Przeg. Not. 1991 nr 5, str. 118).
Nie inaczej jest w sprawach pracowniczych, dotyczących dorosłych osób trans, które nie przeszły sądowego ustalenia płci. Pracodawca może i powinien traktować takie osoby zgodnie z ich tożsamością płciową, wszędzie tam, gdzie przepis prawa nie nakazuje inaczej. O ile oczywiście osoby te sobie tego życzą i zakomunikują taką potrzebę. Pracodawca powinien więc używać preferowanego imienia, wydać uniform właściwy dla płci odczuwanej, plakietkę z imieniem itd. Jest to kwestia elementarnej przyzwoitości i poszanowania dóbr osobistych osób trans. Od płci metrykalnej zależą natomiast kwestie stricte prawne. Przykładowo takie jak świadectwa pracy, normy pracy dot. np. dopuszczalnego obciążenia czy wiek emerytalny. Tu rzeczywiście wiążąca jest płeć prawna, wpisana do aktu urodzenia, więc bez sądowego ustalenia płci trudno coś więcej zdziałać.
Wzorcowe zachowanie szkoły
Postawa szkoły, która zdecydowała się uszanować tożsamość płciową młodej uczennicy, była zatem w pełni prawidłowa. Potwierdził to zresztą Rzecznik Praw Obywatelskich, który wszczął w tej sprawie postępowanie wyjaśniające. W obszernym wystąpieniu skierowanym do dyrekcji szkoły, RPO wyraził uznanie dla poszanowania w tej szkole standardów ochrony praw człowieka. Obecnemu RPO trzeba zresztą przyznać, że działa błyskawicznie i zawsze staje po stronie poniżanych i bitych. Strach pomyśleć co będzie, kiedy władza polityczna uczyni z tego urzędu kolejną partyjną wydmuszkę. A to najpewniej nastąpi niedługo, z uwagi na postępowanie toczące się w sprawie kadencji RPO przed tzw. Trybunałem Konstytucyjnym.
Komentarz trafia w punkt!