W ostatnim czasie gruchnęła wiadomość, że fundacja Kai Godek rozsyła do nauczycieli „opinię prawną”. Wynika z niej, że nauczyciele nie mogą zwracać się do transpłciowych uczniów imieniem innym niż metrykalne. Opinia jest dostępna na stronie internetowej fundacji. Jest jednak na tak żenującym poziomie merytorycznym, że nie będę jej linkował. Nie dziwi również, że nikt się pod tym bełkotem nie podpisał z imienia i nazwiska. Tak się natomiast złożyło, że to, jak funkcjonują osoby transpłciowe w szkole, stanowi przedmiot większej publikacji, nad którą aktualnie pracujemy razem ze Stowarzyszeniem Tęczówka. Szczegóły na ten temat wkrótce, a dzisiaj tylko krótki komentarz do tej opinii i zasygnalizowanego w tytule problemu.
Na czym opiera się opinia fundacji?
Najkrócej mówiąc na uprzedzeniach i manipulacji. Po pierwsze, opinia całkowicie abstrahuje od faktu, że transpłciowość jest realnie występującym zjawiskiem. Nie kaprysem, modą czy wpływem jakiejś tajemnej ideologii, ale diagnozowanym uwarunkowaniem, najpewniej wrodzonym. Od dziesiątek lat badanym przez psychologów, seksuologów i lekarzy najróżniejszych specjalności. Konsensus naukowy wyraźnie stanowi, że nie da się zmienić tożsamości płciowej, koryguje się więc płeć metrykalną. Na tym samym założeniu bazuje funkcjonujący od kilkudziesięciu lat polski proces o ustalenie płci. Często go opisuję na tym blogu, np. tutaj lub tutaj.
Czy nauczyciela wiążą przepisy ustawy o zmienia imienia?
Po drugie, opinia powołuje się na przepisy ustawy o zmianie imienia i nazwiska. Zgodnie z nimi imię można zamienić wyłącznie z ważnych powodów. To oczywiście prawda i pisałem o tym np. w tym artykule, w kontekście zmiany imienia na neutralne płciowo. Te przepisy adresowane są jednak do organów orzekających o zmianie imienia. Dotyczą urzędowej, formalnoprawnej zmiany imienia metrykalnego. Nie mają żadnego zastosowania do codziennych sytuacji w których nauczyciel zwraca się do ucznia. Nikt bowiem nie postuluje używania imienia tożsamościowego w dokumentach urzędowych takich jak świadectwa czy legitymacje szkolne. Tego niestety do czasu sądowego ustalenia płci przeskoczyć się nie da.
Czy wolność wyznania nauczyciela pozwala mu misgenderować osoby transpłciowe w szkole?
Opinia przywołuje też konstytucyjną wolność sumienia i wyznania. Przysługuje ona każdemu, w tym rzecz jasna osobom uczącym. Z opinii dowiadujemy się, że oczekiwanie od nauczycieli używania imion tożsamościowych uczniów narusza tę wolność, gdyż jest sprzeczne z wiarą katolicką. Błąd w tym wypadku polega na tym, że ten przepis nie wisi w próżni i nie ma pierwszeństwa przed innymi normami. Na drugiej szali mamy chociażby konstytucyjny zakaz dyskryminacji oraz elementarną dla prawa oświatowego zasadą dobra ucznia. Tak jak nauczyciel nie może zasłaniać się wolnością wyznania by nie uczyć o teorii ewolucji Darwina, tak samo nie może misgenderować z tego powodu swoich uczniów.
Takie myślenie jest zresztą typowym przykładem odwracaniem kota ogonem. Oto bowiem bardziej interesują nas uczucia religijne nauczyciela, niż dobrostan psychiczny i życie ucznia. Tymczasem jasne jest, które z tych dóbr są obiektywnie ważniejsze. Niezależnie od tego wypada też na problem spojrzeć z perspektywy funkcji systemu oświaty. Jest nią przede wszystkim kształcenie i wychowanie młodzieży w bezpiecznych warunkach. Misgenderowanie uczniów transpłciowych może mieć natomiast katastrofalny wpływ na ich zdrowie psychiczne. Z kolei kształcenie polega na zapewnieniu dostępu do aktualnej, rzetelnej wiedzy. W tym również dotyczącej płciowości i seksualności człowieka. Dla odmiany funkcją systemu oświaty nie jest zapewnianie nauczycielom komfortu wyznawania religii, bez względu na koszty.
Czy zatem nauczyciel może używać innego imienia ucznia niż metrykalne?
Nie tylko może, ale w stosunku do swoich transpłciowych podopiecznych powinien. Ugruntowane stanowisko judykatury jest bowiem takie, że tożsamość płciowa (płeć) jest dobrem osobistym i podlega ochronie prawej. Dziecko ma zatem prawo do respektowania swojej tożsamości płciowej. Jej uporczywe kwestionowanie przez szkołę, takie jak misgendering czy deadnaming, może nie tylko naruszyć dobra osobiste uczniów, ale również ich godność czy zdrowie. Takie zachowanie ze strony nauczyciela jest sprzeczne z zasadą dobra ucznia. Może też pociągać za sobą odpowiedzialnością cywilną, dyscyplinarną, a w skrajnych wypadkach również karną.
Krzepiące jest jednak to, że większość historii opowiadanych mi przez młode osoby trans i ich rodziców jest pozytywna. Wynika z nich, że osoby transpłciowe w szkole funkcjonują generalnie nieźle. Nauczyciele i rówieśnicy są w większości wyrozumiali i pomocni, respektują preferowane imię i zaimki. I choć historie te nie mają statystycznej doniosłości, pomagają mi wierzyć, że wbrew wysiłkom takich ludzi jak Kaja Godek, idziemy w dobrym kierunku.
Dodaj komentarz